czwartek, 22 kwietnia 2010

Klęska Rembrandta

Pisałam już o jednej konsekwencji braku zrozumienia dla sztuki tworzonej przez artystę. Konsekwencja najbardziej ponura i dramatyczna, bo dotyczy własnowolnej śmierci. Do czego jeszcze potrafi posunąć się malarz, gdy otoczenie nie chce zaakceptować jego dzieła? Poznajcie historię z życia jednego z najwybitniejszych artystów - Rembrandta van Rijn.
Fantastycznie opisał to zdarzenie Simon Schama w jednym z dokumentów z cyklu "Potęga sztuki". Przejdźmy jednak do meritum.
Lata 30. XVII wieku, Amsterdam. Rembrandt ma już ugruntowaną pozycję utalentowanego malarza, który wszystko, czego się dotknie, zamienia w złoto. Jego dzieła docenia
ją nie tylko mecenasi ale też zwykły plebs. Był nazywany "malarzem duszy" w przeciwieństwie do Rubensa, którego określano mianem "malarza ciała". Jego obrazy żyły i ludzie często odnosili wrażenie, że tworzył, będąc pod natchnieniem Boga. Bo tylko ktoś natchniony przez Stwórcę może obrazować w tak piękny i wzruszający sposób. I te efektowne portrety... Nie dziwi zatem fakt, że artyście tak dobrze się powodziło, a jego pewność siebie oraz duma przybrały ogromne rozmiary. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że stał się snobistyczny. Los jednak postanowił z niego zadrwić i zredukować tę próżność.
Problemy osobiste oraz nieunikniony proces starzenia się przyczyniły się do izolacji Rembrandta i jego finansowej ruiny. Nie poświęcał się wykonywaniu zamówień z taką energią, z jaką zwykł robić to wcześniej. Wciąż jednak liczył na wielki powrót.
Okazja nadarzyła się, gdy w Amsterdamie wybudowano nowy ratusz. Artystyczna śmietanka miała go udekorować. Wśród nich znalazł się Rembrandt. Władze licz
yły na stonowany i klasyczny styl. Ale to nie był styl Rembrandta. Oto co im dostarczył:

Rembrandt van Rijn, Sprzysiężenie Claudiusa Civilisa, 1661 rok


Obraz miał przedstawiać legendarną historię narodzin narodu holenderskiego. Nie takiej wizualizacji spodziewał się burmistrz oraz pozostali urzędnicy. Dzieło wykpiono i odmówiono zapłaty. Cóż zatem uczynił Rembrandt? Wziął nóż i pociął obraz. Dla artysty jest to prawie jak morderstwo własnego dziecka. Rembrandt liczył na to, że znajdą się kupcy na fragmenty dzieła. Jakże się pomylił. Ludzie gustujący w idealistycznym, harmonijmym barokowym pięknie, nie potrafili docenić obrazu, z którego biła realistyczna brzydota, na którym postacie przerażają swoja szkaradnością.
Simon Schama powiedział: "Jesteś malarzem. Co najgorszego mogłoby Cię spotkać? Brak szacunku? Wykpienie? Nie. Konieczność pocięcia własnego dzieła." To właśnie spotkało Rembrandta i to był jego ostateczny upadek.

Widziałam ocalały fragment "Sprzysiężenia Claudiusa Civilisa" w Muzeum Narodowym w Sztokholmie. Zrobił na mnie wrażenie nie tylko z powodu kunsztu twórcy, ale przede wszystkim z powodu jego smutnej historii...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz