sobota, 6 listopada 2010

Toż to szok!

10 lat temu Joanna Rajkowska upubliczniła swój projekt zatytułowany "Satysfakcja gwarantowana", w którym przedstawiła kilka produktów konsumpcyjnych, które powstały na bazie jej własnego ciała. Wśród wyprodukowanych dóbr znajdowały się napoje chłodzące, mydła, perfumy i wazelina. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że każdy z tych towarów rzeczywiście zawierał w sobie nad wyraz osobiste elementy samej artystki - a to jej ślina, a to śluz z pochwy, a to wyciąg z gruczołu piersi, a to endorfiny, feromony bądź tłuszcz. Rozpropagowała swoją intymną sferę opakowaną w użytkowy produkt oraz ozdobioną marketingowymi sloganami i zainicjowała kontrowersyjny dialog z odbiorcą poprzez intelektualną prowokację. Tak, był tam ukryty przekaz, ale to nieistotne. Dla konserwatywnego społeczeństwa polskiego publiczny ekshibicjonizm był szokiem.
7 lat wcześniej jej koleżanka po fachu, Katarzyna Kozyra, broniła pracę dyplomową na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jej dzieło nosiło tytuł "Piramida zwierząt" i składało się z czterech wypchanych zwierząt - koguta, kota, psa i konia. Dwa stworzenia - kogut i koń - zostały osobiście wyselekcjonowane przez artystkę do "uczestnictwa" w projekcie. Wystawie towarzyszył brutalny film przedstawiający scenę zabijania konia. Dla polskiego społeczeństwa, będącego na etapie poznawania praw zwierząt i akceptującego morderstwa zwierząt tylko do pragmatycznych celów, instalacja była szokiem.
To samo uczynił kilkanaście lat później Karol Radziszewski. Nie, nie wypchał żadnego bożego stworzenia ani nie zrobił czekolady z dodatkiem swojej spermy. Po prostu - zaszokował. Zaszokował szczerością oraz wyrazistością swojego artystycznego wyznania. Radziszewski, zadeklarowany gej, postanowił ujawnić swoją orientację całemu światu poprzez sztukę. Najpierw była wystawa "Biuro", potem "Zawsze chciałem", następnie posypały się nagrody. Dla polskiego społeczeństwa, uczącego się seksualnej tolerancji, ekspozycje były szokiem.
Jakże fascynującym pojęciem jest pojęcie kontrowersji i ileż w sobie relatywizmu zawiera. Jakże szybko pojęcie to ewoluuje i zwiększa swój poziom akceptacji
wśród społeczeństwa. Do iluż to dziedzin wkrada się jego definicja.
Kiedyś kontrowersyjny był obraz Turnera przedstawiający scenę śmierci w odmętach rozsierdzonego morza ponad setki Afrykańczyków, których brutalnie wyrzucono za burtę statku, wiozącego do Anglii czarnych niewolników. Za kontrowersyjną można było również uważać rzeźbę Berniniego zatytułowaną "Ekstaza św. Teresy". Czyż nie prowokował również David przedstawiając śmierć Marata, jednego z przywódców rewolucji francuskiej? Czy nie zaszokował miłośników sztuki Monet, który swoją "Impresją, wschodem słońca" wprowadził rewolucję w artystycznym świecie? A czy Rembrandt nie rozsierdził władz Amsterdamu, pokazując im swoją wizję narodzin narodu holenderskiego?
Obecnie stajemy się coraz mniej czuli na proste formy przekazywania komunikatów, dotykających społecznych problemów współczesności. W akcjach prze
ciwko aborcji już nie szokują tak bardzo zdjęcia martwych płodów, a w kampaniach przeciwko paleniu nie robią wrażenia foty trawionych przez raka płuc. To już wszystko było.
Artyści, którzy chcą być społecznie zaangażowani, którzy chcą prowokować i zmuszać do myślenia, nie mogą sobie pozwolić na artystyczną wtórność, która osłabia siłę głoszonych przez nich poglądów. W świecie, w którym nie odchodząc od komputera możemy obserwować waginy hollywoodzkich celebrytek, śmierć pacjenta poddanego eutanazji czy szlachtowane w rzeźni krowy, kontrowersja oraz prowokacja tracą swoją moc. Owszem, jeszcze jest spore pole do popisu, ale kiedyś pomysły się skończą i co wtedy? Sztuka wróci do dawnego konceptu obrazowania piękna?
Nie mam nic przeciwko.

Katarzyna Kozyra, "Piramida zwierząt"